piątek, 4 stycznia 2013

Pierwiastek nieskończoności


Małgorzata Południak zadebiutowała książką poetycką (nie tomikiem jak można było przypuszczać) zatytułowaną iluzorycznym określeniem- czekając na tajemniczego Malinę? Rodzaj męski tego żeńskiego rzeczownika jest uzasadniony, ale tylko dla wtajemniczonych, przypadkowy czytelnik dopiero podczas lektury dojdzie do wniosku jak dalece może się posunąć poeta w obszarach poszukiwań oryginalności, własnej niczym nie zmąconej i do tego przekonywującej czytelnika, że ta oryginalność nie jest czymś zwodniczym, nie jest pozerstwem, ani kreacją będącą dopełnieniem, lub uzupełnieniem braków, niezbędnym dla egzystencji poezji debiutanta - co w ostatecznym rozrachunku daje synergiczny efekt w postaci zainteresowania autorem i jego liryką na dłużej. Nic z tych rzeczy.  Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to wewnętrzny dialog z Nieobecnością zmaterializowaną lirycznym słowem? A więc sytuacja liryczna niespotykana dotąd, ponieważ taki rodzaj dualizmu (może dwoistości) jest niezwykle rzadki. Jak dotąd nie miałem okazji spotkać coś podobnego w poezji Polskiej?  Wspomniana Nieobecność (czytaj Malina) to nic innego jak pożądana osobowość konieczna do funkcjonowania, na co dzień. Stąd w tytule: czekając, ale jak długo, czyżby było to dochodzenie poprzez ćwiczenie własnej osobowości, poddawanie jej wysiłkowi umysłowemu, bo tylko w głowie Malina może, w tym konkretnym przypadku musi zaistnieć, aby podmiot liryczny mógł normalnie funkcjonować i posiadać zdolność do podejmowania wyzwań natury egzystencjalnej. Tyle tezy, stawiam bez przekonania albowiem udowodnić jej wszystkie założenia będzie mi niezwykle trudno. Malina dualny, raz w kobiecej powłoce psychicznej, po wtóre manifestujący swoją męskość niezbędną w określonych sytuacjach, zabiegach o coś, walczący z przeciwnościami. Bardzo hermetyczny w swojej postaci, nie do końca przekonywujący albowiem oddać cechy męskie może wyłącznie mężczyzna, w kobiecej postaci zawsze będzie delikatny, mimo, że z jego ust płyną słowa twarde, akcenty ulokowane są w miejscach, w których mężczyzna zwykle milczy. Malina Południakowej, nie boję się użyć tego określenia- błądzi, błądzi sterowany kobiecą ręka, i jest to zamierzone, kobieta w ten sposób próbuje podkreślić swoją dominację, nawet na odległość, władcza w sposób nieograniczony, nawet myśli są przedmiotem swoistego zajęcia: w myślach można zdeformować nawet strach, wyciąć lasy i nie bywać jednocześnie w tych samych miejscach.  Wszechwładna i wszechmocna Malina rodzaju żeńskiego jeśli zechce uczyni wszystko, aby budować, niszczyć, ratować świat przyjazny obojgu, czas i miejsce nie mają znaczenia, drapieżna i jednocześnie łaskawa duszą i ciałem potrafi niczym Penelopa chronić Odysa, wszczepić mu te same zasady gry na odległość. W konsekwencji wszystko będzie po jej myśli, sterowane przecież, przewidywalne, i spodziewane zachowanie partnera w każdej sytuacji. Brzmi to buńczucznie, iluzorycznie, nawet budzi sprzeciw u każdego, kto przeżył coś podobnego. Takiego azylu w sobie dotąd nikt nie wymyślił, można egzystować w brzuchu wieloryba, można znaleźć schronienie w samotni, ale w sobie?  Celowo przywołałem tutaj Penelopę, ponieważ dostrzegłem w postępowaniu żeńskiego Maliny grę o wszystko, symbolem tej gry jest tkanie odzienia nicią Dejaniry, po której męski Malina bez problemu dotrze do domu. Z jednoczesnym rozpruwaniem jej, w tajemnicy przed wszelkimi pokusami, aby zabieg ten pokrył  się z terminem ucieleśnienia samotnie przeżywanych uczuć. Malina żeńska kocha, ale nie ukazuje tego, uważa, że jest to jej słaby punkt: ślubna pościel przysypana ziemią czeka. I wie doskonale, że: siła nie pochodzi od człowieka. Zatem, od kogo pochodzi siła przetrwania? Odpowiedzi trzeba szukać w sobie? Alter ego, ukryte walory obronne spoza materii, a może siły nadprzyrodzone nie wiadomego pochodzenia, ale nie mistyka czy magia. Malina dociera do wszystkich sfer zagrożenia, sfer niezbadanych i obszarów, które istnieją, ale dotąd nie miały znaczenia w życiu bohaterki,  lecz jeden po drugim pojawiają się w kuchni, pokoju a nawet na spacerze. Malina odporny, nabiera nowych niezbędnych cech przysposobienia, nawet znajduje korzenie w przedmiotach, choćby krzesło, w którym włókna nadal żyją i w miarę potrzeb z krzesła wyrośnie drzewo, idylliczne.

Poezja Małgorzaty Południak wymyka się wszelkim miarom porównawczym, nie da się umieścić w gronie pokoleniowym, w szeregu twórców o podobnych charakterze twórczym, nie jest - ani typową dla jakiegoś czasu, ani podobną do już prezentowanej, lub prezentowanej w przeszłości. Aczkolwiek widzę tu odniesienie do królika doświadczalnego Anny Janko, lecz Malina to wtórna postać samej poetki, raczej sposób zachowania, postępowania, szczególna osobowość, którą z konieczności trzeba doświadczyć, w złożonej sytuacji materialnej, w oderwaniu od czegoś, kogoś, dlatego mamy do czynienia z aktem twórczym, dosłownie, podczas którego nie tylko rodzą się wiersze, rodzi się jakby drugi charakter pokazywany w celu uzupełnienia braków, sił, odporności a nawet obcowania z bliską osobą na odległość. Akt twórczy, zabójczy w skutkach, bo nie wyobrażam sobie zachowania poetki od momentu pożegnania z Maliną. Nie będzie to łatwe jeśli niemożliwe, ponieważ dzieckiem tego związku jest książka. No i jawi się pułapka, zaczyna funkcjonować nowa zależność, już po za obszarem twórczym, o czym autorka nie zdaje sobie sprawy, jeśli książka ma już swój żywot odrębny, odcięta została pępowina, to autorka będzie musiała sobie z tym poradzić w innym uzależnieniu. Nowego Maliny nie wymyśli, partner, towarzysz w realu będzie musiał stoczyć bój z Maliną, czy autorka zajmie stanowisko rozjemcy, wątpliwe, a może zapomni o Malinie i wymyśli nową postać, tym razem trzecią w kolejności jako zamiennik lub ucieczka od problemów, a może wymyśli nowy rodzaj azylu. samotność ma różne oblicza, i stawia coraz to nowsze wyzwania? Bardzo daleko uciekłem od postawionej tezy, mam jednak nadzieję, że poetka mi wybaczy i nie przyjmie tego jako afront. Nie miałem takiego zamiaru, ale po wielokrotnym czytaniu książki czuje się zapędzony w kozi róg. Przysłowiowe maliny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jako przedstawiciel płci męskiej? Nie pozostaje mi nic innego jak tylko schylić czoła.

W jednej z wypowiedzi oceniającej debiut Małgorzaty Południak pojawił się nadrealizm, nie jako zarzut, lecz uświadomienie czytelnikowi, że ten rodzaj poezjowania jest realny, i ma swoje miejsce w poezji nie budzące sprzeciwu.  Wydaje mi się, że trochę na wyrost posłużono się tym terminem, nie widzę w liryce Małgorzaty czegoś nadrealnego, poetka nie wkracza w świat tropów i symboli, nie ucieka za daleko od pierwowzoru, wszystkie atrybuty którymi się posługuje są realne, natomiast wprzęga je w przewrotną osobowość Maliny, nadaje im znaczenie pierwszorzędne, choćby ślubna pościel, i krzesło a także pomieszczenia w które wprowadza lub przetrzymuje tam Malinę.  Jeśli nadrealizm to o charakterze podmiotowym, oscylujący w kierunku podmiotu czynności twórczych, a nawet tkwiący w samym podmiocie, inaczej nie byłoby Maliny, nie byłoby książki w takiej postaci. Chwała poetce za odwagę, z eksperymentu wyszło dzieło nacechowane nową wartością, skomplikowaną ale w przekazie możliwą do akceptacji, w warunkach kiedy coraz więcej ludzi przeżywa syndrom samotności, odosobnienia, przymusowej banicji, Malina staje się zbawiennym antidotum, bez uciekania się do drastycznych decyzji.

Na koniec o książce, niewątpliwie godna polecenia w stopniu najwyższymi. Nie dość, że ciekawa, to jeszcze poruszająca wielce: dramat, groteska, zaskoczenie, wzruszenie – wszystkie stany emocji funduje czytelnikowi autorka, ani przez moment nie czułem się znudzony lekturą ponieważ wiersze stanowią jakby ciąg informacji i obrazów ze sobą powiązanych, czyta się jakby opowieść napisaną lirycznym językiem, grafiki towarzyszące wierszom dodatkowo wciągają w treść i ją wzbogacają, obrazują, co w efekcie daje czytelnikowi możliwość konfrontacji własnego wyobrażenia z intencjami autorki. A nie są to ekfrazy ( tutaj ukłon w kierunku Rafała Babczyńskiego autora ilustracji) przysłużył się Malinie nie mniej niż poetka. Ukłon także w stronę wydawcy, Zaułek Wydawniczy Pomyłka ma już swoja renomę na rynku. W sumie udane przedsięwzięcie, a jako debiut, to z pewnością jeden z ciekawszych jakie ukazały się w roku minionym.

Jerzy Beniamin Zimny


Małgorzata Południak, Czekając na Malinę, Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin, 2012    



  

1 komentarz:

  1. Jerzy, wrócę tu jeszcze kilkanaście razy.

    "Akt twórczy, zabójczy w skutkach, bo nie wyobrażam sobie zachowania poetki od momentu pożegnania z Maliną. Nie będzie to łatwe jeśli niemożliwe, ponieważ dzieckiem tego związku jest książka. No i jawi się pułapka, zaczyna funkcjonować nowa zależność, już po za obszarem twórczym, o czym autorka nie zdaje sobie sprawy, jeśli książka ma już swój żywot odrębny, odcięta została pępowina, to autorka będzie musiała sobie z tym poradzić w innym uzależnieniu."

    O tym jeszcze porozmawiamy :)

    dziękuję

    OdpowiedzUsuń