środa, 31 lipca 2013

Miejsce obecności - 2013

Ukazała się jubileuszowa Antologia Poetów i pisarzy Sopotu. Dwadzieścia lat temu z inicjatywy Teresy Ferenc powstał w Sopocie Klub Pisarzy, pierwotnie miała to być Izba pamięci, postanowiono jednak przyjąć nazwę: Miejsce Obecności, i odtąd co roku odbywa się tutaj konkurs poetycki o Złote Pióro Sopotu. Pierwszym prezesem Klubu Pisarzy został Zbigniew Jankowski. Działalność klubu jest bardzo różnorodna, odbywają się tutaj Benefisy, Pikniki Literackie, towarzyszy im coroczna edycja Antologii Sopockich Pisarzy "Miejsce Obecności" Jubileuszowa antologia jak poprzednie, wydana bardzo starannie, zawiera wiersze znanych poetów z Trójmiasta. Teresa Ferenc, Zbigniew Jankowski, Gabriela Szubstarska. Kazimierz Burnat, oraz wielu innych, z których warto wymienić Janinę Szołtysek z Mikołowa, Jarosława Trześniewskiego Kwietnia  z Mławy, Józefa Oborę z Puław, Daniela Bacę z Ostródy. Niewątpliwie jest to jedna z nielicznych Antologii wydawanych w kraju, posiadająca dłuższą historię, oraz określoną linię programową na bazie prężnie działającego klubu. Przy wydatnej pomocy  władz miasta Sopotu z Prezydentem na czele. Z przyjemnością odnotowuję kolejną jubileuszową edycję Antologii "Miejsce Obecności"


Gabriela Szubstarska

więź

nie mów tak lodowato
nie obwiniaj
ja też mam pamięć

całe lata nikt nie wiedział
jak mam na imię
do mnie należały znoszone sukienki
i żal za dobrym słowem
potrafiłam odgadywać światło ale
chorowałam na bezradność

wyobraźnia czyni cuda
żle jest wtedy gdy iluzja umiera
albo próbuje się myślom zasłonić oczy

lepiej nie mów nic
nie trzeba testów
i tak widać podobieństwo


Janina Szołtysek

w obiektywie rybiego oka

nie odjeżdżaj już więcej nie lubię odpływów
zabierają mi pewność daleko w głąb morza
wygładzają czoło zacierają ślady
nie dogonię resztek dryfujących myśli
moje włosy jeszcze mokre od kropli potu
okręcają się wokół palca ślubując czekanie
coraz dalej po horyzonty wybiegają wiotkie sploty
eliptyczne linie życia jak przeciągnięty żal

spóźniłam się o cały dobry czas
więc zapisz moje imię i zamilcz


Jarosław Trześniewski-Kwiecień

Czekoladki z Mozartem (Mozartkugeln 3)

na końcu świata Salzburg zaraz za autostradą
obóz cygański, stacja benzynowa Shella
zamarznięty Dunaj skrzypi grudniowy śnieg
psy ujadają bezgłośnie z daleka światła Krems

und Stein gdzie morelowe nalewki łączą
obce sobie miasta z bezimiennymi rzekami
nad Narwią Wkrą i Wartą - wspominać nie warto
gnostycznych marcepanów złoconych pudełek

z kokardką gdy wręczasz bezdomnym w dzień
nienarodzenia ze zgniecionym konterfektem
muzyka en face w przekrzywionej peruce
co dodaje smaku niechcący strzepując

cukier puder na waniliowy śnieg
w zapisie pod fugą sonatą kantatą
eheu!eheu! eheu!eheu!







czwartek, 25 lipca 2013

W zagrodzie poety





Stanisław Neumert     urodził się 5 maja 1939 r. w Gulczu. Studiował Polonistykę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w    Poznaniu. Debiutował w roku 1960. Wydał: "Miejsce zmagań" (1964), "Imię" (1965), "Ujście" (1966),  "Źródła ziemi" (1972), "Ku wzgórzom światła" (1977), "Popychane wiatrem" (1980), "Pora Odlotów" (1989), "Koń śpiewa rozwianą grzywą" (1992), "Wszędzie jesteśmy w wierszach"   (1994),   "Chitynowy pył"  (2000).  W roku 1978  Stanisław Neumert został laureatem Nagrody im. Stanisława Piętaka. Publikował w piśmie literackim "Literaturzeitschrift-exempla-Europa-Osteuropa"
Almanachu "Stuttgarter Schriftztellertaus" (1983-2003). Jest autorem jedenastu książek, mieszka w Gulczu. 

Oto jest zysk z codziennych rozmów - krajobrazów ułożonych w sceny, dziejące się, podpatrzone mimochodem - niekiedy z pozycji człowieka wdeptanego w ziemię. Gotówka odłożona w przepaścistych sejfach pamięci, okup za życia - czy drobne wydawane z ulgą. mimo nad wyraz miarodajnych wypowiedzi nie wiemy dlaczego ta sucha masa liter (tak sucha, że słychać szelest skręcającego się "sz" na którejś ze stronic) zaczyna pod palcami twych oczu płodzić niezliczone ilości światów. Tak odmiennych i obcych sobie, okolnych granicami najeżonymi lufami karabinów i dział - gotowych walczyć z sobą na śmierć i życie. Tylko na szczęście ich płochliwe byty, tak odległe jedne od drugich, że nawet najodleglejsze grawitacje nie nakładają się rąbkiem. Stąd - pokój istnieje nadal, a stosy suchych liter, tyle razy zajmujące się płomieniem, dalej trwają zakartowane w stronicach tej książki. Dalej rozciągają się pola. Falują na zboczach wiatru złocistym ziarnem. Pisał we wstępie do swojej kolejnej książki  Stanisław Neumert. Czytając to dzisiaj mam wrażenie że jest to liryczne credo poety, w którym dominuje nieustanne zmaganie się ze słowem, mini-bytem,  bo przecież każde słowo coś wyraża,  a już najbardziej, to - poetyckie zaangażowane w służbę na wieki wieków, jak te falujące na wietrze złote ziarna.  O poezji Stanisława Neumerta pisano dużo i często, opinie, cezury odbiegały od siebie diametralnie, dość powiedzieć, że w pewnym momencie poeta został jakby zawieszony w próżni, albowiem krytyka nie znalazła dla niego miejsca wśród powszechnie definiowanych adresów przynależności w ramach pokolenia, nurtów czy odrębności nie budzącej sporów. Przytoczę kilka opinii znanych krytyków literackich:

W sielankowym, bukolicznym nawet krajobrazie dzieciństwa, poeta odnajduje potwierdzenie głosu własnego sumienia. Bowiem prawdziwe, mądre guślarstwo wymaga czegoś więcej niż prostackiego zaklinania pamięci, tęsknego przywoływania wspomnień z dzieciństwa lub sielskiej młodości. Autor Pory odlotów, raz jeszcze udowodnił, że jest guślarzem, który wie, gdzie szukać nowych gwiazd widnokręgów. A i z czysto literackiego punktu widzenia wierszom Stanisława Neumerta zarzucić nie można - najbłahszej ułomności.

Marek Obarski.  

W odróżnieniu od licznych poetów nurtu chłopskiego Stanisław Neumert nigdy nie zerwał, najbardziej bezpośrednich, więzi łączących go ze środowiskiem, z którego wyrósł. Pozostał na wsi, jest nowoczesnym rolnikiem - producentem. Jeśli jednak czytać uważnie jego wiersze, widać w nich ten sam dramat, co u jego " miejskich" (ale ze wsi się wywodzących) kolegów. Dramat odstępstwa i nietożsamości. Jest to w swej istocie dramat kulturowy. Paradoksalnie: ci, którzy najpełniej zdają się wyrazić świadomość swego środowiska, swej klasy, jednocześnie najbardziej dramatycznie odczuwają swą nietożsamość.  Albo raczej - równoczesne bytowanie w dwóch sferach kultury , w dwu odmiennych systemach wartości, rodzi cały system dramatycznych napięć. Tym silniejszych, im bardziej mocno odczuwają więź ze zbiorowością.

Andrzej K. Waśkiewicz

Czy - tak jak proza - istnieje poezja nurtu wiejskiego? Oczywiście cechy te mnożna przypisać wszelkiej poezji ludowej. Ale przecież Stanisław Neumert nie jest poetą ludowym. Więc? Pozostaje formuła autentyzmu lub, za czym coraz częściej opowiadam się, neoautentyzmu. Związki poety z jego podglebiem, z naturalistycznie przeżywanym otoczeniem i pejzażem, od których nie szuka się ucieczki, lecz w którym chce się odnaleźć wszelkie znaki własnej tożsamości, jedności ze światem, nie zawsze wszak ugodowej, niekiedy boleśnie pękającej, ale jednak przypisanych do wartości natury. I takiej formie poezja Neumerta odpowiada. Taką formułę realizuje. Ileż w tych wierszach świadomości integralnego połączenia z wiejskim pejzażem i losem, ileż zachwytu nad porządkiem Natury, a zarazem dręczącego doznawania go, i pytań zdradzających egzystencjalny niepokój. Poezja to nie jest próba buntu, ale też nie niesie prób łatwej komitywy ze światem - ona raczej obok niego, realnego i oczywistego, chce stać się alternatywnym obszarem rzeczywistości, chce poprzez wiersz wyłuskać bardziej prawdziwy, bo intelektualny, sposób istnienia w tym świecie.
I właśnie ów wiejski autentyzm Neumerta połączony z refleksyjnym i egzystencjalnym uniwersalizmem, może raczej zderzony z nim, wyłania jakby nową koncepcję liryki. W której poniekąd spełnia się postulat Rocha Sulimy dotyczący uniwersalizacji i dialogu kultur literatury wiejskiej. Literatura ta nie chce zaprzeczać samej sobie, nie wyrzeka się autentyzmu, lecz równocześnie zadowala się już samą etnografią swego świata. Tworzy wizerunek człowieka o ogólnoludzkich walorach, człowieka ontologicznie oderwanego od uwarunkowań wsi, choć społecznie z nią zrośniętego. I wizerunek ten powstaje także z języka wyzwolonego od instrumentalnych atrybutów ludowości. Powstaje w języku ogólnohumanistycznych wartości. W tej mierze poezja Stanisława Neumerta jest świeża, samodzielna i objawiająca nowe możliwości swego nurtu.

Leszek Żuliński

Z perspektywy czasu najbliższy prawdy o Neumercie jest Żuliński, przydzielający poecie wizytówkę neoautentyzmu. W istocie, wiele uniwersalizmów znajdujemy w liryce Neumerta, w której język jest wyzwolony od instrumentalnych atrybutów ludowości, co można zarzucić poetom w ostatnich latach, nowa fala autentyzmu nie jest w stanie wyzwolić się od wspomnianych atrybutów, albowiem nazbyt stara się o wykazanie tożsamości posługując się jedynie tropami zapominając o języku poszukującym nowych widnokręgów. Aż nadto widoczne jest u nich prostackie zaklinanie pamięci, tęskne przywoływanie wspomnień z przeszłości, sielskość i magia mająca spełniać funkcję tajemniczości, doskonałości utworu. U Neumerta nic z tych rzeczy.



Biesiada Literacka w Gulczu 

W minioną sobotę odbyła się Biesiada Literacka zorganizowana przez Klub Dąbrówka w Poznaniu i Centrum Kultury w Czarnkowie. Spotkaliśmy się w domu Stanisława Neumerta w Gulczu. Przy kawie gospodarz przedstawił pokrótce swoją twórczość, odpowiadał na pytania dotyczące współczesnego rolnictwa. Uczestnicy biesiady zaskoczeni byli historią rodu Neumertów. Gospodarstwo z pokolenia na pokolenie funkcjonuje nieprzerwanie od 1848 roku. Praktyki pracy organicznej zapoczątkowane przez wybitnych Wielkopolan, jak Hipolit Cegielski, ks. Wawrzyniak, Dezydery Chłapowski rodzina Neumertów kontynuuje do dziś. Chwała im za to, bo to co najbardziej cenne obok patriotyzmu - przywiązanie do ziemi, jest wzorem do naśladowania, wielkość i wartość człowieka przejawia się w tym co robi i co miłuje. Staszek znalazł godne miejsce dla poezji obok ciężkiej pracy wymagającej wielu wyrzeczeń, poezja zadość czyni wszystkiemu, prozaicznemu w czym wysiłek fizyczny jest podstawą sukcesu. Wieczna orka na ugorze.    



   
                                                     Staszek wita przybyłych gości



                                           Jerzy Grupiński zagaja na wstępie







Przyjazd do Gulcza 



                                                 wzruszona Anna Zalewska



                                               Powitanie myśliwskie w Goraju  



                                 Piknik w Ciszkowie na terenie zabytkowego spichlerza



Ballada Notecka



Jerzy i Kalina w tańcu ludowym




Pałac Hochbergów w Goraju, mieści się w nim Zespół Szkół Leśnych

Pożegnanie myśliwskie w Goraju



Miód, akacjowy, lipowy i rzepakowy dla zwycięzców Turnieju Jednego Wiersza


Trochę historii Pałacu w Goraju



                                             na dziedzińcu pałacowym


wieczór nad jeziorem w Lubaszu





                                                Turniej Jednego Wiersza





                                          Jerzy, najbardziej aktywny uczestnik biesiady

środa, 17 lipca 2013

Macieja Rasia aspiracje

Niewiele informacji można znaleźć w mediach o Macieju Rasiu.  Poeta z Krotoszyna, aktualnie studiujący lingwistykę mówi o sobie że: piszę powoli. Potwierdzeniem tego są wiersze pomieszczone w tomie: Pasmo, nagrodzonym w Strzelinie podczas kolejny edycji "Granitowej Strzały" Maciej Raś należy do tych poetów, którzy zaistnieli poprzez swoje wiersze. W istocie, nigdy przed tym nie słyszałem o Macieju, czytałem kilka jego wierszy i powiem, że zrobiły na mnie wrażenie, utkwiły w pamięci i dopiero sukces w Strzelinie jakby usankcjonował wszystkie dotychczasowe poczynania poety, jednocześnie sama poezja Macieja zaistniała bez względu na opinie, wyróżnienia.  Teraz czas  na wizerunek autora, lecz sądzę że nie marzy mu się afirmacja, wychodzi z założenia pierwszeństwa poezji w konfiguracji z autorem i wszelką percepcją. Czy Maciej Raś dostąpi zaszczytów innego Krotoszanina, Adama Wiedemanna? Nie mniej jednak wyczuwam prawdopodobieństwo sukcesów, skoro w debiucie Raś sygnalizuje sprawne posługiwanie się językiem jako tworzywem, potrafi panować nad nim, nadaje mu nowych odniesień a składnia budzi podziw. To jest już odrębna dykcja, to są udane próbny osobnej składni przy wykorzystaniu najlepszych cech poezji minionych dekad. Jeszcze wiele innych wartości dostrzegam, będą one przedmiotem dalszych ocen, czego jestem pewien, albowiem ekspansja Macieja Rasia dopiero się zaczęła.



Notatki z poriomanii (2)


tutejsze kobiety noszą białe uniformy,
wiążą nitki na zwłokę. Odpowiedzą
na jedną z anegdot, jeśli znajdą mowę.
Podobnie taki fragment wersu:
"może zabrakło języka" - od tego zaczął
- od fragmentu spisanego z listu.

Tutejsze kobiety wiążą białą nitkę,
numerują strony. Cokolwiek ruszysz:

stół, bambus na stole, bambus na każdym

stole. Dużo stołów wokół i dużo do dodania.
Na przykład czekolada lub osobliwe ślady.

Czekolada jest gorąca, ślady jeszcze świeże.
Kobiety są przy stołach, zmieniają znaczenie,

zdejmują uniformy i drą je na strzępy.
Chciałbym ci napisać jak to się broniłem.

Nie ma z czego spisać, więc przerywam nitkę.

(z tomu : Pasmo)



xxx

idziemy na junikowski cmentarz.
Zmaczasz chustkę wodą i pytasz,
czy ciekną po tobie zmarli.

Nie ciekną po tobie zmarli - mówię
Wciągam wodę na powierzchnię
aż do bólu w rękach: podlewam zmarłych,
podlewam zmarłych, żeby rośli

byli i uśmiechnięci. Szyszki
spadają nam na głowy.

Zmarli chowają się pod płotem,
równiutko, rocznikami.

Wietrzymy najmniejsze zmiany.
Schniemy w słońcu.
(...)

(z tomu: Pasmo)


Poruszająca to poezja, niezwykle bogata w znaczenia obrazowane językiem, poeta niby milczy, mówią za niego osoby bytujące na pograniczu rozumienia i patrzenia przez chory pryzmat. Raś wędruje z konieczności, z wewnętrznego przymusu ale nie daje poznać czytelnikowi trasy, kierunku w którym podążają bohaterowie liryczni, milczący: odpowiedzą jeśli znajdą język,  są przy stołach zmieniają znaczenie. To jest to novum, nowa funkcja czy nowe funkcje jakie narzuca językowi poeta, inne punkty odniesienia, słowa na służbie, z której nigdy do końca nie wiadomo co wyniknie? Na ile u Rasia jest to zamierzony zabieg- okaże się w przyszłości, z pewnością jednak, drzemie w nim pierwiastek liryczny, który póki co, nie da się zdefiniować. Polecam uwadze czytelników Pasmo Macieja Rasia.

Jerzy Beniamin Zimny






















  

piątek, 12 lipca 2013

Darłowo - 2013, impresje


Maraton Poetycki w Karczmie Rzymskiej

W spotkaniu brali udział znani poeci, krytycy, wydawca oraz początkujący wielbiciele muz Kaliope, Erato i Euterpe. W literackich potyczkach czytali swoje wiersze Beniamin Zimny- znany poznański poeta i krytyk literacki oraz Kazimierz Rink - poeta, krytyk, dziennikarz i animator kultury, zamieszkały w Tucholi. Potyczki poprowadziła Beata Patrycja Klary - poetka, publicystka, recenzentka literacka, animatorka kultury i autorka wielu książek oraz arkuszy poetyckich. Obaj twórcy reprezentują odmienne gatunki poezji. Pojedynek literacki został nierozstrzygnięty. Spotkanie z autorką książki „Rozmowa z piórami" poprowadziła Krystyna Mazur organizatorka w Szczecinku  ogólnopolskiego konkursu poetyckiego p.t. "Malowane Słowem". W turnieju jednego wiersza udział wzięło sześciu początkujących poetów.
Dzięki zjazdowi bliżej poznaliśmy wiersze warszawskiego poety, prozaika i wydawcy Rafała Czachorowskiego, który prezentował własne utwory.
Spotkanie poetów uświetnił muzyką gitarową i wokalem Janusz Waściński wraz z chórkiem dwóch  dziewczynek. W jego piosenkach z własnymi tekstami odnajdujemy dużo miłości  i szacunku do życia. Na miejscu można było nabyć książki, płyty i tomiki wierszy wielu poetów.
Organizatorem Zjazdu Poetów była: Elżbieta Tylenda, a wspomagali ją: Darłowski Ośrodek Kultury im. Leopolda Tyrmanda, Miejska Biblioteka Publiczna im. Agnieszki Osieckiej i Darek Kos.
Darłowski maraton Poetycki poprzedziło dzień wcześniej spotkanie poetów w letniej siedzibie państwa Tylendów w Krągu. Tam m.in. Elżbieta Tylenda promowała swoją najnowszą książkę p.t. „Dzień traszki".  Wieczór przy kominku poświęcono nieżyjącemu poecie Piotrowi Fedorczykowi. Spotkanie miało miejsce nad jeziorem, w cieniu Borejowego Lasu, przy lampce wina i muzyce Yula Rafelda. Prowadzili je poeci: Krystyna Mazur i Jerzy Beniamin Zimny.
O poetyckim Darłowie najlepiej świadczy wypowiedź znanego poznańskiego poety i krytyka Beniamina Zimnego, jaką zamieścił; na swoim blogu: „Darłowo od dwóch lat jest miastem poezji na skalę krajową. Nie ma w tym określeniu przesady, jeśli wziąć pod uwagę organizowany tam konkurs, na który słane są teksty liryczne z całego kraju. Organizacja, klimat imprez, miejsca spotkań- nie mają sobie równych w porównaniu z tym, co od lat obserwuję w innym miastach.  Konkurs darłowski jest młodą imprezą, ambicje organizatorów są duże, prestiż tego wymaga, zaistnienie w najwyższym wymiarze albowiem region nad Wieprzą ma bogate tradycje historyczne, zasoby kultury materialnej, zabytki z różnych okresów politycznych i sztuki budowlanej, no i ludzie, ludzie morza, z którego pokoleniami żyli tworząc nową tradycję mającą swój początek w osadnictwie po drugiej wojnie światowej. Staraniem miejscowych władz dzieje się w Darłowie bardzo dużo, bogaty kalendarz imprez, różnorodność tematyczna, znakomita baza i wspaniali ludzie- animatorzy kultury." (W tekście chodzi m.in. o ogólnopolski poetycki konkurs - "O Trzos Króla Eryka").

 Leszek Walkiewicz  (Echo Darłowa)


GALERIA










(...)
masz czas po którym na włosach jasno a potem zwyczajnie
już gra w zielone bo tak to działa
gdy ona staje chociaż obrazy kołyszą się w ramach
i skrzypią jeszcze rozbujane lampy czekasz spokojnie
na kolejne światło wrzucone przez okno
ze szczytu jabłoni przez tego anioła
co się tam rozsiadł i hałaśliwie razem kwitną (...)




(...)
błysk światła na krótkim ostrzu przez chwilę
z dala od sukienek dywanów i tła
na którym rzeczy zawsze czerwienieją

i to jest ten moment gdy można się unieść
odlecieć jak najdalej

(fragmenty poezji Elżbiety Tylendy z tomu, Dzień traszki )






   Jerzy Beniamin Zimny

   Darłowo

Darz łów, napełnij sieć w dar-morza.
Łowy wszędzie- na freskach, w oczach
modlącej się kobiety, pajęcze w piwnicy.

Prowadzi tu asfalt rozgrzany. Wprost
na nabrzeże, do spichrza,gospody.Śmieją
się organy, w piszczałkach Mozart. Bacha

rozpoznano w muszli parkowej. Darłowo
do rzeczy przez mury i ściany. Sklepienia
podobne do nieba. Ratusz oparty plecami

o świątynię Gryfitów. Czuję atmosferę 
zabawy. Jakby Krąg się tutaj zatoczył,
obdzielił borejami - park, rabatki i groby.

Wędrowna troć rozjaśnia Wieprzę, nocą.

    Potrząsanie trzosem króla Eryka
Darłowo, moje drugie miasto na nawietrznej.
Z solą dla smaku, winem z innej beczki
piwnic króla Eryka. Hansa, ale nie Rostock
i nie abdykacja królowej poezji. Wkrada
się niepokój o bursztyny Komandora, gdzie
ten największy tam miejscowa Safona otrzepuje
z niego piasek a Kolekcja zyskuje blasku
tak dalece, że pojawiają się w niej rybie oczka
z okresu odstępowania lodowca. Jestem ślepy
od jazdy przez Szczecinek, tyle tutaj lirycznej
jaskry, ale pędzę dalej niesiony
wiatrem z jezior, bez żagli, jakiegokolwiek
płótna, marzy mi się postój ale czas liczy
kilometry leżące na drodze, przydrożne krzewy
przezwajają pamięć, tylko barwy zimowe
próbują odwieść mnie od rzeczy. Jedziesz
i płacisz, Darłowo rekompensuje szczecineckie
mandaty. W karczmie, bibliotece, wszędzie cytaty
z historii, znajduję nowy sprzed roku - tych
którzy wskrzesili dla poezji Króla Eryka.
Poznań 12.07.2013







środa, 3 lipca 2013

Poziomkowy cmentarz



Bezsenność


Potomne chodzenie i krzesło. Sam, to więcej
niż o tym nie myśleć, kłęby dymu wieszasz
nad ławką. Nie ma piwa, nie ma spotkać

anty podeszwa, rewers twarzy dziecka.
Galopują gdzieś konie, a to tylko zator
w żyłach, tama tuż przy odnodze prowadzącej

do mózgu skutecznie blokuje wiadomości,
co niektóre przepuszcza. I wtedy zjawiają się zmarli
jeden po drugim w niewielkich odstępach

i jeszcze ciaśniej. Aż do zaniku światła
między nimi, obojętnie, ze świecy czy wprost
z ogniska. Czujesz zapach palonej skóry,

nieustanny, taki wieczny, gdzieś poczęty
po za wymiarem nałożonych na siebie przestrzeni
z których każda jest nieprzeźroczysta.




Pinia


Na wieszaku czerwona smycz,
jestem starszy o kolejny rok.
Każdy następny będzie jak rzemień na szyi,
zaciskany powoli abym pamiętał że jestem.

Święta były, następne będą i nic się
nie zmieni, nie poruszy w kącie,
kolejna generacja pająków poluje na muchy,
okruszki karmy znajduję,
nocami szczekanie za oknem,
budzę się z przekonaniem że nic złego
się nie wydarzyło. Ale po chwili
wracam do wspomnień i dopiero nad ranem
zasypiam. Jak po długim spacerze
przerwanym nagłym deszczem.