niedziela, 4 stycznia 2015

Się zdarza wyobracać czyli krótka wizyta w Zielniku Iwony.





      Nie lubię określenia "późny debiut”, bo na dobrą poezję nigdy nie jest za późno, tak jak na złą poezję zawsze jest za wcześnie, niezależnie od wieku autora. Jarosław Jabrzemski podąża śladami Janusza Szubera, i nie chodzi o ścieżkę, rodzaj prezentowanej poetyki, ale właśnie o wiek, w jakim przyszło mu debiutować, I co najgorsze w roku wspaniałych debiutów, roku, jakiego nie było od pół wieku? Zatem bez skrupułów mogę przyznać poecie z Ochoty palmę pierwszeństwa pośród ubiegłorocznych debiutów (2013) w kategorii: dobra poezja.
    Tyle uroczystego wstępu, czas na Egzuwia Egzekwie, nowy tom poety obdarzonego instynktem zjednywania znaczeń dla różnych stanów i przedmiotów niemających ze sobą jakiegokolwiek powiązania? Czyżby nie wszystko zostało powiedziane w zakresie semantyki, w zakresie przydzielonych funkcji na rzecz człowieka? Otóż tak mi się zdaje, że Jabrzemski wcale nie próbuje udowodnić, jest przekonany o posłudze języka, o powinnościach języka w łamaniu pewnych trwałych zasad, utartych znaczeń nawet w skojarzeniach daleko idących w pewnik, stereotyp. Powinnością poety jest szukać nowych skojarzeń, nadawać przedmiotom nowe funkcje znaczeniowe, przybliżać je do człowieka, nawet w sytuacjach, kiedy człowiek posiadł inne, nowe będące owocem doskonale rozwijającego się świata.
     Język nadążający za rozwojem społecznym, poezja uciekająca od swoich historycznych obciążeń, tak jak futuryzm, czy imażynizm, tak jak dzisiaj nowomowa, lub naginanie języka do potrzeb przekazu w sposób naturalny, w sposób przekonywający będąc w konflikcie z obowiązującymi kanonami sztuki słowa, jednak niekiedy wbrew samemu sobie, w imię zaistnienia we własnej rozpoznawalnej postaci lirycznej.  To uczynił Jabrzemski w swoim drugim tomie, którego zapowiedzią (konwencji językowej) był "Dyptych ciułaczy" wydany rok wcześniej.     
    Do rzadkości należy sytuacja, w której druga książka jest milowym krokiem autora naprzód. Często bywa niepotwierdzeniem udanego debiutu, i dość często - cofaniem się, jeśli mamy na względzie wszystkie walory poezji (obowiązujące lub będące deklaracją czegoś nowego).  Po lekturze Egzuwii Egzekwii jestem w kropce, żeby nie powiedzieć w kleksie rozlanym na bielutkim papierze. Kleksie, który miał wystarczyć na kilkanaście zdań, wychodzę z niego otrząsając się jak pies po wyjściu z wody, ale wielce podbudowany tym, co wyjawił poeta z Ochoty. Wyjawił swoją pozycję liryczną jakże inną od spotykanych dotąd w ostatnich latach. Bez wyjątku, starzy czy młodzi – Jabrzemskiemu wiszą niziutko, nawet nie zerka na ich dokonania, patrzy przed siebie i to, co dostrzega przedstawia w świetle sobie tylko wiadomym, używając pozornych echolalii. Przeciwstawia jedno drugiemu, niweczy jedno drugim odrębnością nacechowanym, natomiast czas u niego jest przestrzenią (w jednej godzinie może się przejrzeć cała wieczność, albo w wieczności ważne są jedynie chwile, od których zaczyna się coś nowego, po zrzuceniu kokonu przeszłości). Sam natomiast pozostaje niewzruszony jak demiurg (rdzeń tej ironicznej karuzeli), rozdając kopniaki i pochwały, niekiedy uczucie, wszystkiemu i wszystkim, wobec których pragnie się pochylić lub zatrzymać swoją uwagę. Autoironia, kosmiczny dystans do przedmiotu rozważań, czy wejście w środek jądra, aby mieć własne zdanie na temat powłoczki zewnętrznej, która przecież ma właściwości maskujące. A więc obnażyć to, co na pozór jest doskonałe, albo podnieść do rangi doskonałości - banalne- niemrawe, nic nieznaczące w natłoku blichtru i świecidełek. Szczurzasty Jabrzemski jest mi bliższy niż gołąbkowaty cukiernik albo kwiaciarka z ulicy, po której biegają poeci i poetki w średnim wieku z wrzaskiem przypominając miejsca schadzek, zabaw w berka, albo piwnice gdzie rzadko zaglądało słońce- podglądacz miłostek, – z czego powstała niejedna książka debiutancka – z dominującym rekwizytami wody, wiatru, słońca i ryb w strumieniu.
    Jabrzemskiemu słońce świeci z tyłu, dlatego szczur jest przewodnikiem w kierunku światła: podaruj szczura żeby pomógł /odnaleźć wyjście z labiryntu/ i drogę wskazał mi do domu/ i tropy pośród wszystkich mitów/ tych, co natręctwem mącą obraz/, który wydawał się tak jasny/, że chętnie brałem go na obcas/ rozswawolonej wyobraźni…/ Rozswawolona wyobraźnia, a może nieograniczona? Tutaj nie ma granicy jest tylko graniczność odczytu, z czym czytelnik musi sobie poradzić, nie musi jednak popadać w skrajności, ponieważ przedmioty rozważań poety są oczywiste, ale nie oczywiście pojmowane, w myśl zasady – widzę inaczej, poszukuję takich zestawień, których dotąd nikt nie użył. I nie są to zamienniki, raczej nowe funkcje, które mogą zostać przyjęte do obiegu.
   Lektura Egzuwii Egzekwii ani na moment nie jest nudna, nie jest też monotonna. Jest rozkoszowaniem się językiem przy pomocy, którego autor jak wytrawny żongler bawi się przedmiotami. Ustawia figury stylistyczne na kształt własnych skojarzeń, zderza przedmioty sobie bardzo odległe, szarga świętościami w imię świętości absolutnej.  Przegania natręctwo słowne, oczyszcza otoczenie z banału, pogawędek, ilustracji kopiowanych, wchodzi z butami w krochmaloną pościel, w której układa się do snu królewicz poezji.   Dywagacje nie wchodzą w rachubę, dominuje podmiot wyzwolony z tłumu ulicznego, uciekający od wszelkich scenariuszy zbiorowego przedstawienia. Tutaj kłania mi się Bursa, przypomina o sobie nieżyjący Bruno, który onegdaj publicznie "pogonił Eliocików”. To już kiedyś było, ale pojawiło się jakiś czas temu i powoli odchodzi- za sprawą takich poetów jak Jabrzemski?

     Intuicja u Jabrzemskiego znaczy więcej niż natchnienie czy wena? W wierszu "liszka" daje dowód swojej historycznej dojrzałości, która przekłada się na dojrzałość liryczną: cokolwiek wiem/ resztę podpowie intuicja/ przez mgłę/ ostrożnie stąpam po zgliszczach / a jeszcze się żarzy/ gąsieniczka/ przeziernik z marzeń/.../  Tutaj wkraczam w świat poetów przynależnych do nurtu- "życiopisania" i za Stefanem Chwinem powtarzam formułę: bycia poety a nie bywania? Niewątpliwie, jeśli chodzi o język większość wierszy w omawianym tomie ma wiele wspólnego z "Zielnikiem Iwony" w Triadzie Jerzego Szatkowskiego? Przyroda z całym dobrodziejstwem pojawia się u Jabrzemskiego, jako punkt odniesień do jego zachowań wobec natarczywej rzeczywistości, wobec ludzi, z którymi powiela idee homo sapiens: /.../teraz świat nam się skurczył/ mojżesz z allegro/ obrazem burczy/ kupczy wielkim wijem/.../ Lingwizm, prokurowanie neologizmów, zabawa językiem, pozorne echolalia, a także niekiedy ironia, w sytuacjach, kiedy inaczej nie można spojrzeć na fragment rzeczywistości. Jabrzemski wyciszony kpiarz, Jabrzemski rzucający na kolana wielkich wyżeraczy poezji, Jabrzemski, który "złomiarzom poezji” podpowiada gdzie jeszcze są metale, z których można uzyskać szlachetne stopy. Jabrzemski bezwzględny dla "podwórkowców, opisywaczy i opowiadaczy, kpiarz z nurtu: "szminki i kredki" - pojawił się w samą porę, ale nie musiał rzucać żadnych haseł, myśli przewodnich czy deklaracji. Wszystko to czytelnik znajduje w tomie ukryte jak pędraki pod uschłym liściem.
     Egzuwia egzekwie brzmią podobnie, lecz co innego znaczą, a że autor nie posłużył się spójnikiem w tytule- znalezienie spójności powierza czytelnikom.  Nie sądzę, że jest to wybieg w postaci zderzenia obcych sobie wyrazów, albowiem przysłowiowy piernik jednak ma wiele wspólnego z wiatrakiem.  Wystarczy trochę wiedzy i wyobraźni.  Wybacz, że nie jadę i na skróty idę/…/ też bym chciał do ludzi wzlecieć wytrwać w trudzie i nabrudzić na tym świecie/…/ w przeciwieństwie do swoich wielkich poprzedników Jabrzemski prezentuje postawę agresywną, nie szuka azylu, kpi z wszelkich mitów, kreuje postać uodpornioną na złe i dobre wpływy otoczenia. Jednak wobec przyrody, wobec świata zwierząt – wykazuje pokorę i niekiedy uległość. On, poeta, który twierdzi:, że klęska to rzecz niemęska.
     Zachęcam do lektury tej ciekawej książki, z niecierpliwością będę czekał na kolejną.  Progresja, jaką obserwuję u autora będzie trwała, (w co nie wątpię) życząc mu sprzyjających okoliczności. Szczęście sprzyja lepszym, szczęście opuszcza zrezygnowanych.  I tych, którzy popadają w euforię przedwcześnie. Droga do doskonałości nigdy się nie kończy.

Jerzy Beniamin Zimny

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jarosław Jabrzemski, Egzuwia Egzekwie, Wydawca Duży Format, Warszawa, 2014







    








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz