czwartek, 14 stycznia 2016

Wiecznie młoda

  
Odeszła w styczniu jak jej koledzy, Marek i Tadeusz, odeszła liryczną drogą, z której nigdy nie schodziła, bardzo kobieca w swoich wierszach, naturalna bez makijażu i wyszukanych kreacji. Energiczna, pełna pozytywnych emocji, zawsze uśmiechnięta. A miała przecież powody do smutku, rozgoryczenia kiedy zmagała się z dolegliwościami, później z chorobą. Ilekroć ją spotykałem  tryskała optymizmem, witalnością i poczuciem humoru, na swój sposób interpretowała otaczającą nas rzeczywistość, emanowało z niej doświadczenie i tolerancja względem odmiennych postaw, jak przystało na poetkę szanowała każdego rozmówcę, bez uprzedzeń i pretensji o cokolwiek, miła niekiedy kokieteryjna ale zawsze z klasą w każdej sytuacji. Odeszła pozostawiając po sobie niemały dorobek twórczy, oraz wiele dokonań społecznych, pedagogicznych i kulturowych. Cześć Jej pamięci.


Studium kobiety 

 Lirykę Jolanty Nowak Węklarowej cechują drobiazgi.  Kobieca natura każe jej dostrzegać wszystko, co ma związek z nią samą. Ale tylko to, co widoczne i namacalne.  Dostrzeżone, sprawdzone i zarejestrowane.  Rejestr czasu widoczny gołym okiem.  Spojrzenie w lustro w nim cała przeszłość - w twarzy kobiety, która młodzieńczo trwa w jesieni.  Ten swoisty spektakl trwa od czasu, kiedy poetka wydała jeden ze swoich najlepszych tomów zatytułowany: Wstępuję w jesień. Biografia Jolanty Nowak Węklarowej jest typowa dla poetów z kręgów Orientacji, określanych mianem „spóźnionych przez Andrzeja K. Waśkiewicza.  Debiutowała na uboczu w zgiełku manifestów Nowej fali. W gorącym okresie rozliczeń, kiedy co niektórzy nadgorliwi decydenci po piórze ogłaszali już bilans zysków i strat okresu Orientacji. Z tych względów jej pierwsza książka była łabędzim śpiewem ginącym w tumulcie nowych deklaracji poezji lat siedemdziesiątych.  Z pewnością był to dla poetki trudny okres. W konsekwencji potrzebowała blisko dziesięciu lat, aby zaistnieć po raz drugi poetycką książką.  Trwająca chwila była pozytywnym skutkiem szczególnej „inkubacji” poetki, kiedy to jej sytuacja liryczna mogła natenczas ulec panującej modzie, lub w pozycji wyczekującej zachować poprzedni status? Wielu przedstawicieli Orientacji doświadczyło tego procesu.  Nielicznym tylko udało się spowodować pewien wyłom w świadomości wydawców i nawiązać do Orientacji jednak poprzez nowe kształty i kreacje czysto własne.  Przykładem może tu być Wojciech Czerniawski.
      Jolanta Nowak Weklarowa przeczekała jednak ten okres. Ale nie bez uszczerbku na przyszłość. Przypadkiem, może z premedytacją podążała do percepcji czytelniczej zawsze u schyłku kolejnych dla poezji okresów. Demonstrowała swój hiatus w martwych okresach, kiedy przebrzmiewały już hasło kolejnych generacji. A były i są to okresy, w których wszelkie „formy obecności” grawitują ku klasyce. Zbiorowa świadomość przestaje być świadomością narzuconą. Triumfują więc propagatorzy nowych kształtów, tacy jak Czerniawski w latach siedemdziesiątych, Tulik i Derdowski „Po sierpniu” i potem od Podsiadły aż do Honeta.  Z tych względów Jolanta Nowak Węklarowa pozostawała zawsze poza układem.  Była to jednak sytuacja wymuszona. Nie mogła, więc poetka deklarować swojego uczestnictwa we wspólnocie programowej, ani odreagować nowym kształtem na obligatoryjnie obowiązujące tropy świadomości zbiorowej. Nic dziwnego, że ucierpiała na tym jej poezja, rewelacyjnie zapowiadająca się na początku lat siedemdziesiątych.
     Credo liryczne Jolanty Nowak Węklarowej to osobiste wzniosłości i upadki. W jednym z wierszy w tomie: Wstępuje w jesień, mówi wprost: jestem nowe studium kobiety, – które mniej więcej przebiega tak:
(…)
naprzeciw twarz moja
(…)
w szyderczym lustrze przemijania
prześwietlona do chłodu
przedśmiertnej maski.

Jej prawda o przemijaniu to nie odwzorowanie wnętrza lub lansowanie określonej kondycji psychicznej. To ciało – kobieca oręż i kobieca bezbronność. To uroda. O urodzie kobiety wstępującej w jesień mówi poetka z Wągrowca.
     
   Liryka osobista bywa zwykle domeną poezji kobiecej. Wyznaniem stanów, dokumentacja porządkująca drobiazgi.  U autorki Trwającej chwili jest czymś więcej? W swoich wyznaniach często antycypuje stany przedśmiertne. A przecież z jej strof bije optymizm i pogoda ducha kobiety czynnej i pełnej życia. Jest to, więc kamuflaż polegający na kreowaniu lirycznej apatii, która jest przeciwieństwem sytuacji obiektywnej podmiotu.  W podobny sposób próbowała dotrzeć do percepcji czytelniczej Anna Janko. Tyle, że w jej wykonaniu była to poza?  Książka Jolanty Nowak-Węklarowej stanowi niepodzielna całość. Książka ta budzi tyle zachwytu, co i zastrzeżeń.  Nadmiar metafor nie zawsze trafnych i zamierzonych. Często przypadkowych. W konsekwencji traci na tym fabuła. Nie czuje się dramaturgii. Chociaż niewątpliwie jest to autentyzm, tyle, że nie zawsze właściwie wkomponowany w poetycki obraz. Prostota wyrazu byłaby właściwym środkiem.  Jednak akcenty lingwistyczne w jej języku są tak mocno zakorzenione, ze trudno wymagać od poetki, aby wyrzekła się tradycyjnych dla niej środków przekazu. Zwłaszcza języka. Próbowanie różnych poetyk dowodzi braku indywidualności. Przekonali się o tym nieliczni z nielicznych poetów tego okresu, dla których „wspólnota” była szansą przetrwania. I końcem własnego głosu.  
  Zasługą poetki z Wągrowca jest dbałość o wiarygodność.  Zabieganie o wyrazistość obrazu. Wspomniane zarzuty nie są aż tak istotne. Bowiem powszechnie wiadomo, że kreowany autentyzm językiem metaforycznym prowadzi do konstruowania wypowiedzi subiektywnej, wyraża indywidualną osobowość, niepowtarzalność przeżyć i doswiadczeń. I nawet, gdy przekazywany jest językiem szablonowym, schematyczną metaforą – nie pomniejsza to wartości artystycznych utworu. Albowiem wszelkie niedociągnięcia są rezultatem konwencjonalizowania się wszelkich zjawisk w indywidualnych poszukiwaniach. Jest to proces nieunikniony. Dlatego tak często mówi się o kryzysie wartości artystycznych i nie tylko.

    W poezji Jolanty Nowak-Węklarowej wyartykułowane jest „ja”. Podmiot występuje tutaj w imieniu własnym. Ale jego racja jest uniwersalna. Dotyczy, niezależnie od zamiarów autorki, zbiorowej świadomości.  I to nie tylko kobiecej. Wyrażona subiektywnie jest udana próbą wyartykułowania indywidualnych spostrzeżeń.  Nowe studiu kobiety – to odkrywanie piękna jesieni kobiety. To przepis jak żyć bez kompleksów, jak przeciwstawić się napastującej niemocy.  Wreszcie jak zabiegać o miłość – tą, która jeszcze tli się - aby całkiem nie wygasła.  Po dwóch poprzednich próbach myślę, że tym razem liryka Jolanty Nowak-Węklarowej, jeżeli nie ostanie, to przynajmniej kilkoma wzruszającymi wierszami utrwali się w pamięci czytelników. W jej zbiorku nie brakuje strof, które są jak lustro, w którym jawi się uniwersalna twarz, ta beztroska w młodości, ta doświadczona przez życie. W jej zbiorku znaleźć można również wyznania odkrywcze:
/…/
Proszę – nie wstydź się czasu
który dopada ciało kobiety
obnoś to co miało przyjść
bo się stało
jako piękno i dostojeństwo.

Gdyby takich strof więcej – zbiorek autorki z Wągrowca na pewno byłby wydarzeniem. A i bez tego, wzrusza i przekonuje. 

(fragmenty z książki: Dzieci Norwida" , która jest w przygotowaniu do druku}

niedziela, 10 stycznia 2016

Przybyła i Starkowska laureatami konkursu im. Kazimiery Iłłakowiczówny.

                    

Laureatami 32 edycji konkursu na debiut poetycki roku 2015 im. Kazimiery Iłłakowiczówny zostali: Piotr Przybyła z Karpacza za tom poezji „Apokalipsa After party” Dom Literatury i SPP w Łodzi, 2015
Joanna Starkowska za tom poezji „Ballada o wyrzynarce” Zaułek Wydawniczy Pomyłka w Szczecinie.
                                                    
Do nagrody głównej kandydowali oprócz wyżej wymienionych:

Rafał Rutkowski tomem „Chodzę spać do rzeki” Wyd. Zeszyty Poetyckie w Gnieźnie, 2015
Oliwia Betcher tomem „Poza” Wydawnictwo: Zaułek Wydawniczy Pomyłka w Szczecinie, 2015
Dominika Baraniecka tomem „ Geometria i baśnie” Wyd. TDT Talent w Białymstoku,2015


Kapitułe przewodniczył Jerzy Beniamin Zimny.
Członkowie: Danuta Bartosz, Ares Chadzinikolau.