DZIECI NORWIDA
Zacząłem od Szatkowskiego
skończyłem na Różańskim, wielkich
poetyckich włóczęgach. Dzisiaj kiedy większość z nich nie żyje, nadałem im taki przydomek, chociaż rzadko ruszali się z miejsc zamieszkania. Być może ten istotny szczegół miał na uwadze
Stachura umieszczając Witka w Całej
jaskrawości. I Bruno jeśli chodzi o Jurka Szatkowskiego, pozostawił u niego w Antoniewie wiele rekwizytów, które
ubarwiały mu wojaże po Polsce. Drugi w kolejności Janusz Koniusz, wszechstronny
pisarz rodem z Niwki, osiadły na zawsze w Zielonej Górze, ten sam, który kilka
lat temu namówił mnie do napisania tej książki. Z pozytywnym skutkiem jak
widać, chociaż musiałem zadać sobie wiele „wycieczek”do prywatnych archiwów
aby sprostać wyzwaniu. Książkę uświetnił
swoim blaskiem Andrzej Babiński. Jednak wątpliwy to blask jeśli spojrzeć na dokumenty
historyczne, zwłaszcza na materiały jakie dostarczył mi Janusz Taranienko,
pierwszy recenzent jego debiutu pod koniec lat siedemdziesiątych. Tenże
Taranienko przekazał mi kilka cennych dokumentów w postaci listów Babińskiego
do redakcji miesięcznika „Poezja”. Dotąd sądziłem, że byłem pierwszym, który
się odważył pisać o debiucie poety skazanego na zmowę milczenia. I
dobrze, prace przy książce spowodowały wiele pozytywnych reakcji w różnych zakątkach kraju. Dzisiaj nie tylko
mówi się o Babińskim, ale także czyta jego wiersze. Akademicy na jego twórczości zdobywają
stopnie naukowe. A przecież Babiński nie może się poszczycić okazałym dorobkiem literackim.
Jest doceniany za poezję osobną, dającą się odróżnić od współczesnych mu
autorów z kręgów kilku generacji poetów.
Jak jest mowa o Babińskim to nie może zabraknąć Wincentego
Różańskiego. Oddaleni od siebie warsztatem
jednak zespoleni w geniuszu, kreowali każdy swój świat w cudowny, liryczny
sposób wzbudzając powszechne uznanie kilku już pokoleń czytelników. Poeta z
Ostrobramskiej był przyjacielem poety z Kuźniczej, obaj rozumieli się bez słów,
ale dalecy od pochlebstw wydeptywali swoje ścieżki do czytelników, z różnym skutkiem. Wśród poznańskich poetów w książce znalazło się miejsce dla tych, którzy
w jakiś sposób zaistnieli w moim życiu. Na
krótko z mocnym przytupem i na dłuższą
metę bez przytupu, jednak z
dramatycznym podtekstem. Myślę o Obarskim, Ogrodowczyku, Gałkowskiej,
Kuszczyńskim i Jerzym Grupińskim. Byli
też inni, jednak przy nich było mnie
mniej, fizycznie i piórem. Mam na uwadze
okres dłuższy niż dekada, lub kilka dekad jak w przypadku Jurka
Grupińskiego, bo oto zbliża się pół wieku naszej znajomości. Od kilkunastu lat widujemy się
coraz częściej. Podobnie Paweł
Kuszczyński, najstarszy w naszym środowisku, debiutant z początku lat
sześćdziesiątych nadal aktywnie uczestniczący w życiu literackim.
Mieczysław Stanclik, jego dramatyczna historia jest rdzeniem tematycznym mojej
książki. Rdzeniem wybranej przeze mnie do oceny poezji, którą tutaj przedstawiłem.
Stanclik lider z mojego wyboru, Stanclik niemalże wieszcz, poeta zjawiskowy z
bardzo ciekawą przeszłością znalazł się na początku lat siedemdziesiątych w
niełasce krytyków. Próba rewizji wyroku
po latach to próba przywrócenia autorowi Kryształowej
kuli należnego mu miejsca na polskim Parnasie. Dzisiaj kiedy umilkły echa poetyckich
sukcesów kolejnych generacji, sukces pośmiertny Stanclika przywróconego do
łask, nabiera jedynie historycznego znaczenia.
Inaczej prezentują się sylwetki Marka
Obarskiego i Nikosa Chadzinikolau, poetów uwikłanych w kręgi kulturowe. Zwłaszcza
Nikos wybitny tłumacz i poeta dwóch kultur, dramaturg i eseista, animator
kultury w Polsce i Grecji. Spośród plejady znakomitych nazwisk nieśmiało
prezentują się sylwetki Andrzeja Ogrodowczyka i Mieczysława Jana Warszawskiego.
Szczególna jest pozycja Andrzeja wśród znakomitych krytyków i recenzentów. I
bardzo jaskrawa Mietka w gronie autsajderów na równi z innymi, którzy zapisali
się w poezji złotą zgłoską. Mietka „ochrzczono" onegdaj poetą jednego
wiersza, Andrzej bardziej niezależny od krytyki sam wymierzał „sprawiedliwość"
swoim wierszom. Wiele mu zawdzięczają poeci wstępujący i malarze, bowiem
zajmował się także pisaniem szkiców artystycznych i oceną wystaw malarskich.
W książce wykorzystałem z niewielkimi
poprawkami moje recenzje opublikowane w latach 1976-1989 na łamach pism
literackich m.in. „Nurt”, „Nadodrze”. Współpracowałem z tymi pismami do momentu ich likwidacji. Wykorzystałem też swoje dzienniki i
felietony pisane w latach 2005-2015, a także recenzje wartościowych książek i debiutów
poetyckich jakie ukazały się w ostatnich latach.. Indeks nazwisk, które pojawiają się na łamach książki jest bardzo długi (od Adamkiewicza do Żernickiego), Juliusz Wątroba, artysta
estradowy poeta i prozaik z Bielska Białej przekazał mi swój artykuł
wspominkowy o Mieczysławie Stancliku, oraz garść cennych informacji na jego
temat, za co składam mu serdeczne podziękowanie. W szczególności dziękuję za
wyrażenie zgody na publikację tego artykułu w mojej książce. W książce znalazły się krótkie szkice Karola
Samsela dotyczące mojej twórczości i twórczości Andrzeja Jopowicza.
Współpracujemy od kilku lat, czego owocem jest m.in. niniejsza książka, wiele
innych projektów mamy zamiar w przyszłości wspólnie realizować.
Oddając książkę do rąk czytelników spełniam
tym samym złożone niegdyś przyrzeczenie moim starszym kolegom, którzy odeszli z
tego świata. Jestem im winien nie tylko pamięci. Literacka
rodzina oprócz przywilejów ma także obowiązki, z których w miarę możliwości
powinna się wywiązywać. Co niniejszym dla przykładu czynię.
Jerzy Beniamin Zimny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz