sobota, 1 października 2016

Po obu stronach książki

Po obu stronach książki

   Listonosz ostatnio zapytał mnie czy jestem księgarzem. Pytanie na miejscu ponieważ  krzywa przesyłek na mój adres rośnie, w większości są to grube koperty wypełnione książkami. Jednak niewiele z nich trafia na moją półkę. Towarzystwo piszących jakby się zmówiło, pojedyncze tomiki to już za mało, coraz częściej  pojawiają się opasłe antolologie, zbiorcze do potęgi almanachy. Jest w nich wszystko; groch i kapusta i poezja pusta. Dzisiaj nie wytrzymałem po odebraniu przesyłki od znanej poetki ze Śląska, fajnie, że są dobrzy ludzie i wspomagają finansowo wydawnictwa. Fajnie, że w tym samym roku wydano dwa almanachy z wierszami tych samych poetów? I to almanachy upchane do granic możliwości wierszami, ciurkiem jak leci, bez światła na stronach za to upstrzone grafiką, jakby same wiersze to stanowczo za mało?   Ale jest w tym wszystkim wielkie ale? Jeżeli już wspomagać wydania,  to autorów, którzy piszą poezję a nie wierszyki do sztambucha, bo szuflada jak można przypuszczać już nie wystarczy. Inna sprawa to odwaga poetki, która wysyła coś takiego w Polskę. Rozumiem, że są w almanachu jej wiersze pośród niezłych, a nawet dobrych wierszy ale także w większości wierszyków i wypocin autorów zupełnie nieznanych. Być może zrzeszonych w klubach osiedlowych, klubach seniorów itp. Dobre intencje są wskazane, szkoda tylko że brakuje dobrych intencji wobec najlepszych, o których nikt nie myśli. Temat znany wszystkim, wstydliwy do bólu.      

   Zaznaczam, że nie byłoby mojego wtrętu, gdyby ta przesyłka trafiła do kogoś innego, który jest bardziej pobłażliwy i wychwala nawet literackie buble. A takich w necie jest wielu, nie trzeba daleko szukać, wystarczy tylko spojrzeć w jaki sposób reagują na wątpliwej wartości poezję. To tak na marginesie.  Pozwolę sobie zacytować kilka fragmentów wybranych z jednej z książek pochodzącej z tej samej kopety, otrzymanej dwa dni temu. Oto one:

Dałaś mi cukierka
żebym z tobą tańczył
ja odrzekłem na to:
wolę pomarańczę /.../

pamiętam jedwabną chustkę
łopoczącą na wietrze
włosy w nieładzie
i wiśniowe usta/.../

nikt nie słyszał czy krzyknęła na wiatr
co firanką targał po drugiej stronie
drzwi zamknięte od środka/.../

Jest w obu książkach sporo niezłej poezji, zasługującej na szerszą prezentację ale trzeba czytelnikowi się do niej przebijać jak przez krę lodową, zniechęcenie do czytania przychodzi bardzo szybko, z tego właśnie powodu prozaicznego jak zawsze. 


W jednym z wierszy almanachu znalazłem znakomitą puentę, sądzę że można nią odnieść do większości wydawnictw zbiorowych, opasłych tomisk, w szczególności do sensu ich wydawania:

/.../nie wiem czy powinna była się zdarzyć
ta manufaktura przesiąknięta  achem i ochem/.../

Mowa tu o zachwytach i co gorsze, samozachwycie. Jak tu nie kochać poetów jeśli kochają siebie samego. Oby tylko tak bliźnich kochali, zwłaszcza znakomitych poetów, którzy nas czytelników nie rozpieszczają zalewem swojej poezji. 

Jerzy Beniamin Zimny









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz