sobota, 28 kwietnia 2018

Agata Jabłońska i Daniel Madej laureatami nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny







Protokół z posiedzenia Kapituły konkursu im. Kazimiery Iłłakowiczówny na debiut roku 2017                        

Laureatami 34 edycji konkursu na debiut poetycki roku 2017 im. Kazimiery Iłłakowiczówny zostali: Agata Jabłońska z Krakowa za tom poezji „ Raport wojenny” Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2017
Daniel Madej z Warki  za tom poezji „Mała epoka” Wydawnictwo eFKA Fundacja na rzecz Kultury Akademickiej, Poznań, 2017
Na konkurs nadesłano dwadzieścia dziewięć książek poetyckich.
       
Do nagrody głównej kandydowali oprócz wyżej wymienionych:

Marcin Królikowski  tomem „Opowieść dwunastopiętrowa” Wyd. Anagram w Warszawie, 2017
Maciej Topolski  tomem „Na koniec Idą” Dom Literatury w Łodzi, SPP Oddział w Lodzi, 2017
Marcin Mokry tomem „ czytanie. Pisma” Dom Literatury w Łodzi, SPP Oddział w Lodzi, 2017

Kapituła:
Jerzy Beniamin Zimny,  przewodniczący
Paweł Kuszczyński, członek
Karol Samsel, sekretarz
Dawid Mateusz, członek
Poznań,  10 kwietnia 2018 r.

Galę wręczeni nagród uświetnił koncert muzyków poznańskich:
                                                            
Izabela Górska – fortepian, uczennica mgr Krystyny Filipowskiej, wykonała Scherzo h-mol Fryderyka Chopina

oraz

Hanna Rogoża – skrzypce, uczennica Dr Kariny Gidaszewskiej,  wykonała Taniec hiszpański Pabla de Sarasate. Przy akompaniamencie dr hab. Hanny Holeksa - fortepian.

Monika Gadecka i Jakub Ignasiak, młodzi aktorzy, wystąpili z tekstami Kazimiery Iłłakowiczówny. 


wtorek, 3 kwietnia 2018

Los poety, czyli o sławie podupadłej jak historyczne tynki



   (foto: ceskatelevize.cz)

    w odpowiedzi na gorzkie żale poznańskiej poetki MG

   Bohaterowie Gromnicy nie zapomnieli kelnerki o wdzięcznym imieniu Jarka, z restauracji hotelowej Brix, w Karlovych Varach. Przy ulicy Nakladni, nieopodal Brixa, mieścił się hotel robotniczy, mieszkańcy tej noclegowni zadymiali Brixa do późnych godzin nocnych. Kogo tam nie było? Podejrzane typy z okolicy, Cyganie z instrumentami, wdzięczne za każde postawione piwo - panienki, w przedziale wiekowym wszystkich generacji. Jak w poezji -  wiek nie ma znaczenia, po kilku piwach i małej wódce tego wieku nie widać, jest zamazany. Mój skromny rekord to siedemnaście piw, pewnej mroźnej niedzieli wypitych w towarzystwie dwóch takich, co nigdy nie wylewają za kołnierz. Beda i Hujaga, obaj z Poznania mieszkańcy dzielnicy Junikowo, przepijali wszystkie zarobione bony dolarowe, Jarka stawiała im kreski na podstawkach podwójnie, bo widoczność mieli zwykle, potrójną.  Nie wiem, co mnie wtedy skłoniło, aby tam spędzić całą niedzielę, chyba muzyka cygańska, której pragnałem jak czterogwiazdkowego koniaku.

Po latach jak po kilku wojnach - człowiek czuje się jak weteran nikomu już nie potrzebny. Nikt z nim nie wypije piwa ani kieliszka wódki bo ci, którzy jeszcze mają kawałek wątroby, najczęściej pchają przed sobą balkonik. Pchają ten balkonik do przychodni lekarskiej albo w kierunku cmentarza z zamiarem odwiedzenia kolegów. Bo na cmentarzu żyje się dłużej, podwójnie się żyje, bo na cmentarzu śmierć nie poluje. Jeśli człowiekowi sił zabraknie, może spocząć na ławeczce i poczytać epitafia? Poeta czyta eptafia i wraca do domu wszystko sobie pokładać, od początku do końca, aby w snach nie było bałaganu, ponieważ chronologia jest rzeczą świętą.

Niech to wszystko diabli zabiorą. Przecież jeszcze nie mam w ręku laski? Ale piwa nie piję bo jest gorzkie jak trud robotniczy klasy przewodniej. Klasa ta obecnie jest nadal przewodnią, ale już nie robotniczą? W wierszach "sekretarz" tkwi jak chochlik drukarski, cenzor udziela wskażówek gdzie stawiać przecinki. Trzeźwość przeze mnie przemawia. Niewskazana w wierszach. Gdybym miał więcej zdrowia; Poznań nie miałby spokoju, jednak moich knajpek już nie ma, nie ma już dziewcząt z Arkadii, ale są dziewczęta z Dąbrówki? Tutaj mój język zwija się w liść jesienny. Szeleści pod stopami młodość, w oczy rzuca się miłość w postaci nielicznych artefaktów, które jeszcze cudem się uchowały. W Karlovych Varach nic po mnie nie pozostało, zresztą co pozostało po mnie na Dębcu?

Zima bez białej sukni, miasto w okowach mrozu - to dobra sceneria dla poezji, która nie potrafi odnaleźć się w czasie. Nie docenia czasu jako partnera. Przestrzeń poeta musi pokonywać sam, dlatego schodzi z tego świata jak zbity pionek na szachownicy. Kratki,  i linie proste jak ostrze żyletki, słowa zawiłe jak pędy zawilca? Odchodzisz bez odpowiedzi na zasadanicze pytanie. Po co? Jutro jest powtarzalne jak miłość, ale nic z tego nie wynika, chyba za horyzontem skupiło się wszystko do zdobycia, za cenę samego siebie. Powtarzam za kolegami z Brixa: "wypijesz, pojedziesz", nie wypijesz będzie ci sucho na duszy, we śnie przychodzić będą do ciebie duchy, których jedynym grzechem był grzech zaniechania. Zaniechać poezji zaangażowanej w dobie nieograniczonej poprawności?  Pukam do drzwi czytelnika jak piechur a mógłbym pukać w przebraniu clowna.


JBZ